Robiąc porządki w starych plikach zauważyłam taki oto kawałek:
„Anielski orszak niech twą duszę przyjmie
Uniesie z ziemi na wyżyny nieba…”
To były ostatnie słowa, jakie usłyszała z głębi trumny Zefiryna, zmarła na tyfus w siedemnastej wiośnie życia. Nie wiadomo jednak, czy wyśpiewywał je kondukt pogrzebowy, czy też gospelowy chór, zgromadzony u bram nieba. W każdym razie mateczki fatimskie w beretach z miękkiej wełny dawały ze swych gardeł wszystko, co mogły. Przed nimi przechadzał się ksiądz, energicznie machając rękoma. Puścił swe niebieskie oko długonogiej blondynce, a ta złapawszy je, w mig załapała, o co chodzi.
Tyle. Na tym się urywa. Ktoś mi pomoże złapać zagubiony wątek? Mam bowiem wrażenie, że pochodzi z mistrzowskiej (mniszhowskiej?) powieści!
Nie znam niestety, ale to nie Mniszkówna…
Trochę inny styl.
Pewnie, że nie Mniszkówna. To zdecydowanie inna „ówna”. 😉
A ja bez bicia przyznam sie, ze Mniszkówny nie czytałem, bo mi ja wybili z głowy mądrzy ludzie. Ale te historie sa nadal aktualne. 😈
…ciotka Stefa miała być na tym pogrzebie, ale coś (ktoś?) ją zatrzymało w Hong Kongu (mówi się w rodzinie, że Chińczyki, przy ciotce, trzymają się mocno !) ;))